| 9
| A
| B
| C
| D
| E
| F
| G
| H
| I
| J
| K
| L
| M
| N
| O
| P
| Q
| R
| S
| T
| U
| V
| W
| X
| Y
| Z
INDEX
Promotor tego materiału mocno dopytywał się mnie o to, czy przesłuchałem ten materiał i jakie są moje odczucia. Czasem się to zdarza, ale mam wrażenie, że wyłazi z tego jakieś napięcie i chyba jednak tylko liczenie się ze starą dziennikarską gwardią. To dobrze i źle, bo akurat SOGGY to coś w rodzaju powrotu do ultra-zapomnianych czasów, które może jeszcze ożywają w takiej czy innej formie, ale są już generalnie tylko sentymentalną wycieczką dla nielicznych. Wynika z tego, że ktoś ocenił, iż ja jako dinozaur nadaję się do opisania tego materiału, bo w chwili jego powstania już byłem na świecie ;-). Francuskiego SOGGY ja tymczasem nie czaiłem do dziś i pewnie byłbym tego nie żałował, gdyby to nie nastąpiło. Owszem, wzorce dla tej grupy z perspektywy czasu są zacne, bo z jednej strony to stary, straszący swoim image’m i koncertami ALICE COOPER i znane pod każdym względem BLACK SABBATH, a z drugiej to pre-punkowe rzeczy w rodzaju MC5 czy THE STOOGES z Iggy Pop’em. Na „Soggy” słychać generalnie te ostatnie wpływy, choć nie brakuje reminiscencji hard rockowych czy nawet wczesno-heavy metalowych. Wystarczy posłuchać choćby „I Feel Top of the World”, który brzmi jak połączenie starego JUDAS PRIEST i BLACK SABBATH z THE SEX PISTOLS, BUZZCOCKS i NEW YORK DOLLS albo takiego trochę MOTÖRHEAD’owego „I Wanna Be Your Dog” (nawiasem mówiąc, cover jednego z bardziej znanych kawałków THE STOOGES. Albo pre-heavy metalowego numeru „Slider” z mnogimi solówkami. Taka trochę tragigroteska, ale do strawienia. Kawałki z tego albumu zresztą brzmią trochę jak by pochodziły z różnych sesji i z innych ‘bajek’, bo nie ma w nich ładu i składu, także pod względem studyjnego soundu, który momentami przypomina demosy pierwszych black metalowych kapel. Pamiętać przy tym należy, że rok 1981 to okres przejściowy w muzyce. Punk pierwszej fali już podobno zdechł, hard rock i progresywny (wówczas określany mianem art rock), jak i wszystko, co powstało w latach 70-ych uznawano za przeżytek, szerzył się post-punk w różnych postaciach, a na listach przebojów królował przebojowy, amerykański rock, zaś tego, co przyniosły lata 80-te jeszcze w zasadzie nie było. SOGGY jest więc pewnego rodzaju ciekawostką, która pewnie ma poszerzyć horyzonty tym, co w retro-brzmieniach zagłębiają się od niedawna. Obawiam się jednak, że może to mieć skutek odwrotny i wcale ich do tego nie zachęcę. Choć może coś się zdarzy pozytywnego, skoro jeden z założycieli zespołu, Beb, niedawno powrócił na scenę i wraz z muzykami THE SHRINE chce kontynuować po 35 latach działalność SOGGY.
ocena: 5/ 10
autor: Diovis